czwartek, 21 czerwca 2012

Mieszkanie w Vigo

Za tydzień będę już u nowej host family, więc koniecznie muszę przyspieszyć pisanie relacji z zeszłego roku. A w zasadzie publikowane, bo pisałam na bieżąco przez całe wakacje.
Sesja już prawie za mną, jeszcze tylko jeden egzamin, dwa zaliczenia, pakowanie, wyprowadzka i na trzy dni do rodziców.
Z powrotem do Hiszpanii!
                                                   Centrum handlowe pod Madrytem.
 W tak dużej galerii handlowej nigdy wcześniej nie byłam. Budynek był zadziwiająco pusty mimo zaczynających się wyprzedaży, ale dzięki temu tym bardziej przyciągał. Cisza i przyjemny chłód klimatyzowanego powietrza - dwie najbardziej pożądane rzeczy w Madrycie.

Po tygodniu spędzonym w Madrycie pojechaliśmy do domu hostów w Vigo, na wybrzeżu, tuż nad Portugalią. Vigo nie jest duże, miałam wrażenie, że jest podobnej wielkości jak Toruń, w którym obecnie studiuję.
                                         Panorama z okna mojego mieszkania - Vigo

Dopiero po przyjeździe do Vigo dowiedziałam się, że nie będę mieszkać razem z moją host family. Trochę się ucieszyłam, a trochę przestraszyłam. Bałam się mieszkać sama w zupełnie nowym miejscu, w kraju, w którego języku nic nie potrafię powiedzieć. Dostałam klucze mieszkania hostów i do swojego. Rodzice P. mają przy Gran Via dwa mieszkania w apartamentowcu i do jednego z nich właśnie ja się wprowadziłam. Mieszkanie nie jest dużo, mały korytarzyk, duży salon, mała i zagracona kartonami kuchnia, sypialnia i łazienka, a do tego balkon. Na dole jest ogólnie dostępny dla mieszkańców basen i ogródek z parasolami, a całości całą dobę pilnuje ciecio-recepcjonista. Na całe moje szczęście pan c-r potrafi mówić po angielsku.
                                                    Kaktusy pod moim "apartamentem"
                                                   Basen (widok z balkonu)
Nad basenem spędziłam długie godziny - uwielbiam pływać, a nie zawsze chciało mi się iść na plażę. Opalać też mi się tu zdarzało, ale nie udawało mi się wytrzymać dłużej niż piętnaście minut. Zwykle było upiornie gorąco, a poza tym przychodziłam w czasie sjesty, gdy żaden normalny Hiszpan nie wychyla nosa z domu. Ale lepsze gorąco i samotność niż biegające w kółko stado dzieciaków z sąsiedztwa.
                                                     Salon mojego "apartamentu"

1 komentarz:

  1. właśnie dziś po Twoim poście na forum zawitałam na Twojego bloga i zastanawiałam się czemu tak długo nie piszesz nic nowego.

    OdpowiedzUsuń