wtorek, 19 maja 2015

Miasto duchów

 Podążając za modą pisania o chińskich "miastach duchów" przedstawiam jedno z największych i najsłynniejszych (w którym mam nieszczęście mieszkać od dziewięciu miesięcy) - panie i panowie, Chenggong!


Chenggong leży na południowym wschodzie Kunmingu, stolicy prowincji Yunnan. Jeszcze dziesięć lat temu Chenggong nie zasługiwał na miano miasteczka, składał się z ubogich rolniczych wiosek, których mieszkańcy usiłowali uciec do oddalonej o około 15 kilometrów metropolii. Boom budowlany, który rozpoczął się w Yunnanie po roku 2000, zrównał wioski z ziemią, a na ich miejsce zaczęto w szaleńczym tempie stawiać osiedla wieżowców. 


Wyśrubowane ceny mieszkań, zupełnie nieosiągalne dla zwykłego Chińczyka (przeciętna pensja to 1500-3000 rmb miesięcznie, a najtańsze mieszkania zaczynają się od 300000 rmb), prawo, które nie uwzględnia zakupu "na zawsze", a jedynie wynajem od państwa na 70 lat i niekorzystna lokalizacja sprawiły, że niedawno powstałe miasto świeci pustkami. Nikt nie kupuje już gotowych mieszkań, a ciągle powstają kolejne. 


Jeszcze nikt nie kupił, a już popada w ruinę...

 Szerokie, wielopasmowe drogi regularnie są przegradzane kamieniami, prowizorycznymi murkami czy pachołkami, przeważnie taka bariera wytrzymuje kilka dni, zostaje rozebrana przez nieszczęśników, którzy tu mieszkają i po mniej więcej tygodniu odbudowana przez ochronę osiedla.

 Niedokończone osiedle - jedno z wielu. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle.

 Zatłoczony parking

 


Częściowo ukończone osiedla straszą pustymi oknami

 
 Centrum handlowo-rozrywkowe
Wiatr unosi kłęby kurzu i stare gazety, a zbłąkany wędrowiec wprawia obsługę lokali w osłupienie. Nawet tandetny posąg delfina po środku zaśmieconej sadzawki nie zwabił tłumów klientów.

  Natura upomina się o swoje

  Ośnieżone szczyty gór i malowniczy plac kolejnej budowy


"Tu na razie jest ściernisko
Ale będzie San Francisco
A tam, gdzie to kretowisko
Będzie stał mój bank"*

 Zakorkowane skrzyżowanie w centrum Chenggong

  Lokalna ludność, która cudem przetrwała wyburzanie wsi i rekwirowanie pól zajmuje się uprawą żyznej, rudej yunnańskiej ziemi

Wielki Kanion

Ciekawe kiedy chiński rząd zauważy, że ma więcej pustych mieszkań niż obywateli. Może zaczną rozdawać lokale za darmo? Lepiej jeszcze tu trochę zostanę i poczekam, a nóż widelec załapię się na własne M3 na pustkowiu?


*Golec uOrkiestra "Ściernisco"

czwartek, 9 kwietnia 2015

Pięć dziwnych przekonań o Chinach

Pięć rzeczy, którymi straszono mnie przed wyjazdem do Chin: 


  1. Zabierz dużo pasty do zębów z Polski! W Chinach nie ma żadnej dobrej.
    W Chinach pasty do zębów do wyboru do koloru. Trochę lokalnych marek, trochę zachodnich. Ceny podobne do polskich, jakość też taka sama. Przez dwa lata nie zauważyłam absolutnie żadnej różnicy. Mimo, że słyszałam wiele ostrzeżeń przed złą pastą i koszmarnymi dentystami żadne z nich się nie sprawdziło. Zęby mam zdrowe, a lokalną yunnańską pastę marki Baiyao chętnie zabrałabym w większych ilościach do Polski gdy będę wracać.
    Werdykt – TA BZDURA MA DŁUGIE, CZARNE I KRĘCONE ZĘBY!!!
  2. Wszystko w Chinach jest tanie!
    Wielkie grube kłamstwo. Kosmetyki, ubrania, telefony, komputery, bilety do kina i piwo w barze kosztują dokładnie tyle samo co w Polsce. To prawda, że na bazarze można wytargować coś bardzo tanio, ale są to rzeczy, których można użyć góra 2-3 razy. W Chinach tak jak wszędzie za dobre rzeczy trzeba odpowiednio dużo zapłacić.
    Werdykt – TANIE WYMYSŁY!!!
  3. Będziesz odcięta od świata, chińskie telefonie komórkowe i Internet to tragedia!
    Może wciągu tych kilkunastu miesięcy od kiedy jestem w Chinach coś się w Polsce zmieniło na lepsze, ale Chin pod względem telekomunikacji jeszcze nie dogoniliśmy. Internet 4G śmiga tak, że można spokojnie na telefonie w metrze oglądać filmy. Rozmowy i smsy są bardzo tanie. Miesięczny abonament, który spokojnie starcza mi na serwowanie po Internecie, rozmowy i smy kosztuje tyle co tabliczka czekolady w Carrefourze. Ale, ale... trochę prawdy w tych ostrzeżeniach jest – chiński Internet jest szczelnie odgrodzony od świata "Wielkim Murem", dostęp do stron takich jak facebook, youtube, google itp., wymaga wykupienia abonamentu na vpn (virtual private network).
    Werdykt – ZIARENKO PRAWDY!
  4. Chińczycy są żółci i jedzą psy!
    Chiny to olbrzymi kraj zamieszkany przez ponad miliard ludzi. Spotyka się osoby o przeróżnych kolorach skóry, od śnieżnobiałej po gorzką czekoladę. Większość Chińczyków przypomina kolorystycznie Polaka opalonego po weekendzie na działce. Nie zarejestrowano osobników żółciutkich jak słoneczko albo żółtko jajka. A co do psów, to tak: Chińczycy psy jedzą, ale w ilościach śladowych. Mówić, że Chińczycy jedzą psy to tak samo jak twierdzić, że Polacy żywią się czarniną. Psie mięso to lokalny, trudno dostępny rarytas, a nie codziennie pożywienie przeciętnego obywatela.
    Werdykt – PŁACZ ROZCZAROWANYCH RASISTÓW!
  5. Wszechobecny kult Mao Ze Donga
    Obecnie większość Chińczyków jest zachwycona Xi Jin Ping, urzędującym prezydentem. Ostatnio pojawiła się aplikacja na telefony umożliwiająca w każdej chwili dostęp do złotych myśli przywódcy. Przed przyjazdem do Chin spodziewałam się znaleźć na każdym rogu posąg albo przynajmniej portret Mao, ale spotkało mnie kolejne wielkie rozczarowanie. W Kunmingu nie odnalazłam posągu, w Pekinie co prawda portret Mao na placu Tian An Men się znajduje, ale jakiś taki mały... i poszarzały. Łatwiej w Polsce znaleźć pomnik Jana Pawła II jak w Chinach Mao Ze Donga.
    Werdykt – KOLEJNY ZAWÓD W MOIM ŻYCIU!

czwartek, 6 listopada 2014

Jak zrobić zakupy (i przeżyć) - poradnik dla początkujących

 

1. Jeśli masz słabe nerwy to w ogóle nie idź na targ, ale jeśli już stwierdziłeś, że nic nie jest Ci straszne i chcesz by Twoje imię zapisało się złotymi zgłoskami na łamach historii to zapomnij o europejskim wychowaniu, kulturę przodków zostaw w domu gdzieś na dnie szafy i przejdź do punktu 2. 


2. Kup wszystko na taobao (chińskie allegro). Poważnie po co w ogóle wychodzić z domu?Szanse na bycie oszukanym podobne, a przynajmniej nie musisz nigdzie chodzić. Zastanów się dobrze zanim przejdziesz do punktu 3. 


3. Zadbaj o wyposażenie – małą torebkę na cenne drobiazgi, którą zawsze będziesz miał na oku, większą i mocną torbę na zakupy, maseczkę higieniczną. Chyba nie chcesz się udusić albo zostać okradzionym. Niestety mam złe wiadomości, Twoje różowiutkie płucka i wrażliwy nosek europejskiego mięczaka nie sprawdzą się w tym piekle (czyt. na targu). Wiesz jaki zapach będą miały Twoje skarpety gdy będziesz w nich codziennie przez miesiąc uprawiał biegi przełajowe, a potem je podpalisz? Nie wiesz? I dobrze, wcale nie chcesz wiedzieć, ale cóż, ten właśnie zapach poznasz gdy tylko wkroczysz w otchłań targowiska. Spokojnie, to nie tłum upoconych samców w brudnych skarpetach biegnących by Cię zgwałcić - to tylko lokalny przysmak chou dofu (śmierdzące tofu). Podobno jeśli zatka się nos i szybko wrzuci się kostkę tego rarytasu do ust ma to jakiś miły dla podniebienia smak, ale jeśli nie chcesz stać się lokalną sensacją wymiotując do kosza na śmieci albo jeszcze lepiej na sprzedawcę tofu to sobie odpuść.


4. Uważaj na ogień, gaz i skutery – smród to nie jedyne co może Cię zabić, na niczego nieświadomego turystę czyha jeszcze wiele pułapek. To, że dziadziuś smażący naleśnika wygląda tak niewinnie wcale nie oznacza, że za chwilę spod rumianego placuszka nie buchnie piekielny ogień, który pozbawi Cię brwi.



5. Przygotuj drobne – płacenie różowiutkimi stówami może i doda Ci kilka punktów w oczach pięknych dziewczyn, ale uwierz mi, sprzedawca wyda Ci resztę w wymiętoszonych i utłuszczonych drobniakach, które i tak nie zmieszczą Ci się do portfela. Ewentualnie będą to fałszywki, ale nie przejmuj się – i tak nie zauważysz różnicy.




6. Nie jedz wszystkiego co wygląda na jadalne – może i poczułeś się pewnie i wydaje Ci się, że jesteś ekspertem, bo przecież jesteś w Chinach już od tygodnia, ale nie zapominaj – Chińczyk z Ciebie żaden. Wiesz, że obywatele Państwa Środka zjedzą wszystko co ma cztery nogi oprócz stołu? Ty nie zjesz, więc nawet nie próbuj, chyba, że koniecznie chcesz się dowiedzieć dlaczego la duzi jest słowem budzącym grozę i siejącym panikę wśród białych mięczaków.



7. Zadbaj o wsparcie – pod żadnym pozorem nie idź sam! Chcesz zginąć, zaginąć i sprawić, że Twoja matka dostanie pudełko po butach wypełnione tym co z Ciebie zostało? Wiem, że nie chcesz, dlatego radzę Ci z całego serca – wyciągnij jakiegoś bogu ducha winnego znajomego z domowych pieleszy, niech zazna odrobiny rozrywki, a przy okazji robi za Twoją obstawę.



8. Targuj się. A właściwie to nie targuj się tylko odgrywaj przedstawienie na wiele aktów takie z pościgami, wybuchami i szalonymi zwrotami akcji. Co z tego, że chcesz tylko kupić bawełniane gacie, masz się postarać! I to tak, żeby przodkowie zarówno Twoi jak i sprzedawcy byli dumni. Nie zapominaj, że na widok Twojej diabelskiej postury i wielkachnego ewidentnie niechińskiego nosa cena wzrośnie co najmniej pięciokrotnie.



9. Bądź jak Chińczyk, czuj się jak Chińczyk i wyglądaj jak Chińczyk. A najlepiej miej ze sobą chińskiego znajomego – to rozwiąże Twoje wszystkie problemy i sprawi, że możesz zapomnieć o wszystkich powyższych punktach.



10. Patrz pod nogi. I na boki. I do tyłu. W ogóle to najlepiej dokup sobie kilka par oczu (na taobao na pewno uda Ci się kupić trochę gałek ocznych w promocyjnej cenie)., albo zainstaluj monitoring na czapce.



 (Autorka nie chciała nikogo obrazić, a wszystkich obrażonych najmocniej przeprasza.)

środa, 3 września 2014

Prowincja prowincji - Huize

Park Huize - wielka moneta  嘉靖通宝 

W starożytności Huize słynęło z produkcji monet, takich jakie właśnie każdemu kojarzą się z tradycyjną chińską monetą - z dziurą po środku nawleczone na sznurek. Oprócz gigantycznej monety w parku można zobaczyć także największy pieniądz na świecie znajdujący się w lokalnym muzeum. A na pamiątkę można kupić dziesięć przynoszących szczęście miedzianych monet na czerwonej tasiemce. 

Siedziba lokalnych władz
Miasto jest niewielkie, cała populacja liczy może coś około miliona mieszkańców. Wiem jak dziwnie może zabrzmieć takie stwierdzenie, ale choć z jednej strony jest to ośrodek większy od Krakowa i niewiele mniejszy od Warszawy, to w stosunku do całych Chin i metropolii takich jak Shanghai, Beijing czy Chengdu to jest ono jednak malutką wioską.

 Altanka na drodze do świątyni taoistycznej na szczycie wzgórza

 Panorama miasta - widok ze świątyni na wzgórzu

 Główna brama

Oto co jest nagrodą za pokonanie wielu setek kamiennych stopni prowadzących na szczyt - niewielka, zadbana świątynka, w której mieszka jeden mnich. Budowla zachwyca nie tylko malowniczym położeniem na szczycie góry, ale przede wszystkim dziwnie swojską atmosferą. Nie ma kas biletowych, tłoczących się turystów i budek z przekąskami, jest za to spokój i cisza pośród majestatycznych kamiennych ścian.

Dziedziniec świątyni

Dzięki znajomym, z którymi wybrałam się na wycieczkę udaje mi się osobiście poznać mnicha rezydującego w świątyni. Niski, żylasty, ubrany w czarny tradycyjny strój mężczyzna zaprosił nas do urządzonych iście po spartańsku pomieszczeń mieszkalnych na terenie świątyni. W środku nie ma wiele - kaligrafie na ścianach, duży drewniany stół, podniszczona mapa Chin na ścianie. Na poczęstunek składały się orzechy włoskie i cienka, ale gorąca zielona herbata. Rozmawialiśmy na tyle na ile pozwalała moja znajomość chińskiego, ale w końcu nie o to w tym chodziło by dawać popisy oratorskie, ale by choć na chwilę poczuć atmosferę prostego życia na szczycie góry.

"Towarzysze, spuszczajcie wodę!"

Nawet w toalecie nie można poczuć się samotnym, kiedy na wysokości oczu ma się takich o to bohaterów rewolucji, którzy przypominają o zachowaniu czystości.

Stara uliczka w centrum miasta otoczonym nowoczesnymi blokami mieszkalnymi

Jedna z nielicznych ocalałych rezydencji dawnej arystokracji

 Sad gruszy

Na rudej, kamienistej ziemi górzystego Yunnanu wiele nie wyrośnie. Ale łagodny klimat i słoneczne stoki górskie znakomicie nadają się do uprawy wszelkiego rodzaju drzew owocowych. W lutym, kiedy w Polsce leży jeszcze gruba warstwa śniegu, Yunnan bieleje kwiatami gruszy, jabłoni, wiśni i śliwek. A wśród wzgórz porośniętych drzewkami owocowymi można spotkać taką oto perełkę myśli artystycznej komunizmu:


Armia ludowa gorąco witana przez rdzennych mieszkańców po tych jak wyzwoliła (?) Yunnan

Na niektórych szczytach śnieg leży przez cały rok

Tradycyjny dla yunnańskich górali cmentarz

Cmentarze to obecnie coraz rzadszy widok w Chinach. W Kunmingu, jakby na to nie patrzeć wielkim mieście, nie widziałam jeszcze ani jednego cmentarza, a mieszkam tu już rok. Od zeszłego roku w Chinach obowiązuje zakaz pochówku w ziemi, zamiast tego wszystkie ciała są kremowane. Rodziny, które sprzeciwią się woli rządu i zgodnie ze swoimi życzeniami zakopią ciało krewnego spotykają różne przykrości, z których tylko jedną jest wizyta policji  połączona z wykopaniem i spaleniem publicznie zwłok, a także pobiciem zbuntownych krewnych. 

Jak okiem sięgnąć tylko góry i doliny wypełnione szarymi miastami

Proste jak droga w Yunnanie

Miałam raz wątpliwą przyjemność wracać do Kunmingu autobusem z oddalonego o sześć godzin podróży miasta. Nie liczyłam zakrętów czy przepaści (czasem nawet po obu stronach wąziutkiej drogi), nie jestem aż taką masochistką, ale jednego nigdy nie zapomnę - wymiotujących na co drugim zakręcie Chińczyków i gdakania przerażonych kur.

 
Jeden z wielu rozsianych po całej prowincji rezerwuarów słodkiej wody

Mimo trwającej trzy i pół miesiąca pory deszczowej i łagodnego klimatu Yunnan cierpi na poważne braki wody pitnej. Przyczyn jest wiele - wysokie położenie prowincji (Kunming leży ok. 2000 m n.p.m.), duże zanieczyszczenie wód lądowych czy ciągle dobudowywane olbrzymie kompleksy mieszkaniowe. Niektóre dzielnice Kunmingu mają dostęp do bieżącej wody tylko przez godzinę dziennie, a i tak to co płynie z kranu absolutnie nie nadaje się do spożycia, szacuje się, że nawet 60% wody w mieście jest skażonej ołowiem.

Tego błękitu zazdroszczą Yunnańczykom wszyscy mieszkańcy bogatego północnego-wschodu

sobota, 15 marca 2014

Król jest nagi


Przed wyjazdem do Chin można przeczytać całą bibliotekę przewodników turystycznych i poradników, a i tak wiele rzeczy będzie kompletnym zaskoczeniem. Na pewno będzie wiele zarówno miłych jak i przykrych niespodzianek, wiele zależy od regionu do którego się trafi. 

Witamy w Chińskiej Republice Ludowej

Przykładowo jeżeli ktoś mieszkał w Polsce w domu studenckim i uważa, że przygotowało go to do podobnego życia w Chinach to bardzo się myli. Bardzo. W chińskim akademiku nie ma ogrzewania, napięcie w gniazdkach jest zbyt niskie by podłączyć cokolwiek o większej mocy od laptopa czy komórki, nawet zagotowanie wody na herbatę przerasta możliwości uczelnianej instalacji. O szczelnych oknach i drzwiach można sobie co najwyżej pomarzyć. Kuchnia, pralnia i ciepła woda również pozostają w sferze marzeń. Akademiki wyposażone zostały wyjątkowo oszczędnie, stypendyści otrzymają materace, osoby które same opłacają naukę zastaną w pokoju jedynie stelaż łóżka. Ale życie w domu studenckim ma też wiele plusów, z których największym jest bliskość stołówki.

Uniwersytet Yunnan - kampus Cheng Gong

Jedzenie zajmuje w kulturze i życiu codziennym Chińczyków bardzo ważne miejsce. Za równowartość 8 rmb można zjeść gorącą zupę z makaronem (拉面) w jednej z tanich knajpek z prostym jedzeniem. Taniej i co najważniejsze znacznie lepiej można zjeść tylko w dofinansowywanej przez rząd stołówce na uczelni. Za mniej więcej 5 rmb posiadacze kart studenckich mogą zjeść dowolnie skomponowany zestaw, na który składa się porcja ryżu, mięsa lub ryby, warzyw, tofu itd. Wydanie dodatkowych 2 rmb wzbogaci posiłek o kubek gorącego mleka (krowiego lub sojowego), przesłodzoną kawę, herbatę, kakao lub napój gazowany. Dla Europejczyka początkowo ciężka do przełknięcia może okazać się ilość tłuszczu w każdej z potraw, ale duża ilość oleju jest nieodzownym elementem kuchni chińskiej.
Spartański wystrój akademika

Akademik i szkoła są idealnymi miejscami do zawierania wielu ciekawych znajomości. Często zdarza się, że w jednym pokoju na plotkach spotka się kilka osób zupełnie różnych narodowości, które będą porozumiewać się między sobą w kilku językach. Na przykład mnie dość szybko udało się trafić do kręgu, którego wspólnym językiem był japoński, choć jest wśród nas tylko trójka Japończyków. Językiem ''urzędowym'' domu studenckiego jest chiński, w innym języku nie da się porozumieć nie tylko z obsługą, ale też z większością kolegów i koleżanek. W mojej klasie na dwanaście osób tylko trzy posługują się płynnie angielskim (choć żadne z nas nie pochodzi z krajów anglojęzycznych), a dwie coś tam rozumieją gdy mówi się bardzo powoli i wyraźnie. Językiem wykładowym jest oczywiście chiński.
Typowe jedzenie ze stołówki - ryż, orzeszki, jajecznica z przewagą pomidorów.

Skoro już mowa o języku warto wspomnieć, że Chińczycy niekoniecznie po chińsku potrafią mówić. Standardowy, urzędowy język mandaryński (普通话) zna około 70% mieszkańców Chin i choć liczba ta systematycznie wzrasta, nawet najpilniejsza nauka nie gwarantuje, że uda się porozumieć z napotkanym na ulicy obywatelem Państwa Środka. Z Chińczykami w wieku 40+ często ciężko się porozumieć bez pomocy kogoś kto z mandaryńskiego przełoży na lokalny dialekt - coś w stylu z polskiego na nasze. Z mnogości dialektów mogą wyniknąć przeróżne pomyłki, na przykład w dialekcie Kunmingu (昆明话) czterdzieści cztery brzmi identycznie jak czternaście.


Niska zabudowa małego miasta - Huize, Qujiang, prowincja Yunnan, ok. 1 mln mieszkańców

Chińczycy są dość hałaśliwi, uwielbiają głośne rozmowy i zatłoczone miejsca. Przechadzają się ulicami niespiesznie nawet w godzinach szczytu, a z prawie każdy posiłek chętnie zamieniliby w wielogodzinną ucztę. Wiele lubi się też napić alkoholu i jest bardzo dumnych z lokalnej wódki o mocy ponad 50% (白酒). Picie alkoholu w gronie znajomych Chińczycy chętnie urozmaicają licznymi grami towarzyskimi, śpiewaniem, a nawet recytowaniem wierszy starożytnych poetów.

Wiejska uliczka - Nangu, Qujiang, prowincja Yunnan

W Chinach można poznać masę przyjaznych i pomocnych osób, z łatwością da się znaleźć osoby, które kompletnie bezinteresownie pomogą w załatwieniu wielu spraw, coś przetłumaczą, a nawet obdarują różnymi przydatnymi przedmiotami. W trakcie studiów w Chinach z pewnością uda się nawiązać wiele wspaniałych przyjaźni. Z drugiej jednak strony nigdzie indziej w tak wielkim tłumie nie będzie się odczuwało aż tak olbrzymiej samotności i wyobcowania. Wielu Chińczyków, szczególnie tych wychowanych na wsi nigdy wcześniej nie widziało białego człowieka, dlatego też mnóstwo osób będzie komentowało wygląd obcokrajowca, zachowanie, wiele osób spróbuje dotknąć włosów czy skóry, dużo młodych poprosi o pozowanie do wspólnego zdjęcia. Okrzyki ''cudzoziemiec'' (老外) czy "wielki nos''(大鼻子), podobnie jak ''witaj w Chinach'' (welcome to China) czy ''cześć'' (hello, znacznie rzadziej 你好) usłyszy się co najmniej kilka razy dziennie. Większość Chińczyków darzy obcokrajowców olbrzymim zainteresowaniem i odnosi się bardzo przyjaźnie, a zarazem niezwykle nieśmiało do osób o nieazjatyckim wyglądzie. Wielokrotnie zostanie się poproszonym o pozowanie do wspólnego zdjęcia przez zupełnie obce osoby. Pierwsze miejsce na mojej liście dziwnych próśb od przypadkowo napotkanych osób zajmuje prośba o autograf.

"Morze Kunmińskie" - jezioro Dianchi, prowincja Yunnan, długość 39 kilometrów, powierzchnia 298 kilometrów kwadratowych, 1886 m n.p.m.

Życie w Chinach nie jest łatwe, a odnalezienie się w zupełnie innych realiach dla wielu osób może okazać się niezwykle trudne. Niektórzy szybko otaczają się licznym gronem chińskich znajomych, inni nieśmiało nawiązują kontakty z miejscową ludnością, a jeszcze inni przebywają w Chinach miesiące, a nawet lata spędzając czas jedynie wśród innych imigrantów nigdy nie opanowawszy podstawowych zwrotów czy nie nawiązawszy bliższej znajomości z choćby jednym Chińczykiem.

 Prowincja Yunnan

Warto wybrać się do Chin choćby na krótką wycieczkę by na moment poczuć niesamowitą atmosferę tego kraju wielu kontrastów. Zdecydowanym i poszukującym mocnych wrażeń polecam wyjazd na dłużej, najlepiej na studia. 

 A na koniec ciekawostka kulturowa dla japonistów i nie tylko. 


I zbliżenie:
Zakaz zbliżania się dla psów.... i Japończyków.

Szybki przelicznik walut:
1 rmb = 50 gr