niedziela, 24 czerwca 2012

Anglia x3 - czyli jak to się stało, że Saiisuke jest aupair

Robiłam porządki na komputerze i natrafiłam na kilka dość starych zdjęć z moich wizyt w Anglii. Jestem już jedną nogą w Włoszech, tkwię rozerwana pomiędzy Toruniem, z którego już-już prawie się wyprowadziłam i Kielcami, od których dzielą mnie nieco ponad dwa dni.

 To nie tornado przeszło przez akademik - to mój dobytek w fazie pakowania, a w tym wszystkim tonie kumpela, która przyszła mnie motywować.

Zebrało mi się teraz na myślenie (musztarda po obiedzie?) czy to aupairkowanie to na pewno dla mnie? Z jednej strony planuję wyjazd na rok, zaraz po licencjacie, a z drugiej nie wiem czy chcę, czy warto, czy dam radę... W natłoku wątpliwości przypomniały mi się moje aupairkowe początki i dzisiaj o tym napiszę.
Zapraszam w sentymentalną podróż pod tytułem: "Jak to się stało, że Saiisuke została aupair"!

Urokliwe miasteczko w Surrey, okolice Guildford

W Anglii byłam trzy razy, w 2007, 2008 i 2010, za każdym razem w wakacje, dorobić sobie, trochę poaupairkować, dużo pozwiedzać, zobaczyć ten większy kawałek świata.
Pierwszy wyjazd był dla mnie wielkim przeżyciem i chyba to on najbardziej wpłynął na mnie, na to jak zaczęłam później radzić sobie z życiem, na to co zaczęłam planować i jak bardzo poszerzyły mi się horyzonty. Wiem jak to może brzmieć - ale tak było. Miałam piętnaście lat, pierwszy raz miałam lecieć samolotem, a do tego całkiem sama, do obcych ludzi, a przy tym mój angielski pozostawiał wiele do życzenia. Nie będę tego ukrywać - bałam się i to bardzo, ale w tym wypadku powiedzenie "co Cię nie zabije to Cię wzmocni" sprawdziło się w 100%

Pochmurny Londyn podbity! 

 Wystawa ogrodnicza w Hampton Court

Wiem, że miałam bardzo wiele szczęścia. Trafiłam na niesamowitych ludzi, którzy zaopiekowali się mną, zadbali, żebym zapamiętała pobyt u nich jak najlepiej. Zabierali mnie gdzie tylko mogli i tym sposobem zwiedziłam porządnie Londyn, hrabstwo Surrey, wybrzeże. Byłam z nimi w teatrze, kinie, na musicalu, w Ritzu na herbatce, w Buckingham Palace zobaczyć kolekcję sukien królowej, w Hampton Court, w przeróżnych restauracjach (nigdy nie zapomnę imprezy urodzinowej w greckiej restauracji - właściciel tłukł talerze rzucając je na podłogę w całym lokalu!), na wystawach, w parkach, ogrodach botanicznych, w niezliczonych sklepach z obowiązkowym Harrods na czele i w wielu innych miejscach, które zlewają się teraz w jedno wspaniałe wspomnienie.

Wujek Big Ben musi być!

Nie z samych przyjemności moje wizyty w Anglii się składały. Ale na pracę też nie mogłam narzekać, czasem było ciężko i mi się nie chciało, ale myśl o wypłacie zawsze to wynagradzała. Pracowałam po ok. 5 h  dziennie, pięć dni w tygodniu. Zajmowałam się sprzątaniem w domu, dbałam o ogród, czasem pomagałam w sklepie w ciuchami należącym do fundacji, gdzie moja hostka pracowała jako wolontariuszka. Ale tak naprawdę byłam młodszą córką, dla hostki, której dzieci wyniosły się na studia, a ona została sama (host dużo pracował). Byłam taką aupair-pomocą-domową-do-towarzystwa :)

 Mały biały pokoik.

 Lekko romantyczny wystrój zakłócony moim dobytkiem rzuconym byle jak na biurko.

A za zasłoną ukryte wielkie okno z szerokim parapetem, na którym uwielbiałam przesiadywać.

Z hostką do teraz mam kontakt, wysyłam jej pocztówki z wakacji, kartki na święta, a do tego wymieniamy maile. I pewnie nie raz ją jeszcze odwiedzę! Okazała się dla mnie wielkim wsparciem, nie tylko finansowym, ale też psychicznym gdy pojechałam tam po maturze, załamana, że nie dostałam się na wymarzony kierunek studiów, a do tego pełna niepokoju jak to będzie to moje studenckie życie wyglądać.

 Niebieska jadalnia (była jeszcze różowa z pianinem i biała z kominkiem, ale nie mogę znaleźć zdjęć)

Wyjazdy do Anglii były o wiele więcej warte niż wszelkie kursy językowe. Co prawda chodziłam na prywatne lekcje angielskiego w Polsce, ale po każdych wakacjach spokojnie przeskakiwałam kolejne poziomy i w drugiej klasie liceum miałam już FCE i CAE. Ale to nie certyfikaty się liczą - dzięki przebywaniu z native speakers nabrałam pewności siebie, nie boję się mówić, staram się nie robić błędów, ale jeżeli już mi się zdarzą to się nie przejmuję. To właśnie w Anglii przeczytałam pierwsze książki po angielsku i tak mi już zostało, od sześciu lat czytam zdecydowanie więcej po angielsku niż po polsku. Dzień bez czytania jest dla mnie dniem straconym, więc angielski codziennie w użyciu. Cierpi na tym moja polszczyzna, ale nic się nie da na to poradzić - w Internecie jest zdecydowanie więcej tekstów po angielsku.

Tower Bridge - Londyn

To właśnie wizyty w Anglii sprawiły, że bycie aupair stało się dla mnie świetnym sposobem na zwiedzanie świata. Polubiłam możliwość zmieniania całkowicie środowiska, stawania się częścią życia obcych ludzi i wyzwania życia codziennego w krajach, w których nie mogę się porozumieć w ojczystym języku.
W takim domu chcę kiedyś zamieszkać.

3 komentarze:

  1. nie wiem dlaczego, ale trochę się wzruszyłam :))
    btw, świetny dom!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, strasznie miło takie rzeczy się czyta. Świetnie, że za pierwszym razem tak dobrze trafiłam.
    Ja też nie narzekam, ale w tym wypadku wiem, że po wyjeździe kontakt nam się urwie. Przede mną mieli wiele au pair i ja po prostu czuję się tą najgorszą...

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałaś super początki Au Pairowania, najważniejsze to trafić do właściwych ludzi i właściwego miejsca, bo to zachęca do dalszych przygód ;))

    OdpowiedzUsuń